Debiuty w literaturze bywają różne. Zresztą nie tylko one - często książki nie będące debiutami bywają niewypałami. Dziś chciałam pokazać Wam właśnie jeden z takich literackich niewypałów... Książka Pani Agaty Ginter-Bienias o tytule "Spadające Anioły".
Gdybym mogła w jednym zdaniu napisać opinię książki, brzmiałaby jak klasyk z jednego z naszych talent show "3 razy nie, dziękujemy bardzo!". Dlaczego? Już spieszę z wyjaśnieniem, lecz zanim to nastąpi - wrzucę Wam opis z okładki, byście mniej więcej mieli zarys tego, o czym jest ten - nie bójmy się użyć tego słowa - gniot.
Maleńka Vassey traci rodziców i trafia do domu dziecka, a potem do antypatycznej ciotki. Zahukana i nieśmiała nie potrafi odnaleźć się w świecie, aż pewnego dnia poznaje w szkole cudownego chłopaka, który wydaje się jak ze snu. Jednak czy to przypadek, że pojawia się on po tym, jak wtargnęła w tajemnicze miejsce kultu, znajdujące się w lesie, przed czym ostrzegał ją zaprzyjaźniony gajowy? Kim jest ów chłopak? Pragnie jej miłości czy może... zguby?
Dawno nie czytałam tak słabej książki. Gdy zobaczyłam tę książkę i przeczytałam jej opis, stwierdziłam "hej, to może być naprawdę dobre!". Och, jak bardzo się pomyliłam! Opis z okładki nijak ma się do dużej części tej opowieści... Ok - faktycznie, główna bohaterka (Vassey) traci rodziców w wypadku samochodowym. Istotnie - trafia do domu dziecka by zostać później adoptowaną przez ciotkę. Owszem, poznaje "super-hiper" przystojnego faceta (cytując autorkę "który jest jak ze snu"), łączy ich oczywiście bardzo szybko uczucie... (praktycznie na drugi dzień są już parą... jak to ma się do rzeczywistości?) I chyba to byłoby na tyle, jeśli chodzi o to, jak opis ma się do całości książki;)
Według mnie od tego momentu ta opowieść mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej... O ile początek jeszcze jakoś się broni i można byłoby pociągnąć ciekawie tę książkę (może poza tym jakże szybkim rozwinięciem się durnowatego romansu), tak im dalej w las tym było gorzej... Każdy rozdział, mimo iż był mikroskopijny w rozmiarach (miał mniej więcej 1-2 strony) był zwyczajną drogą przez mękę - moją czytelniczą mękę... Okropnie męczyłam się ze strony na stronę, z rozdziału na rozdział. I wierzcie mi - BYŁO TYLKO GORZEJ.
To co pojawiało się w dalszej części książki, wołało o pomstę do nieba. Chcecie przykładu? Ależ proszę bardzo - zacytuję kilka tekstów tak słodkich, że można dostać od nich cukrzycy (a w najlepszym przypadku może Was po prostu zemdlić...)
"-Uratujesz mnie?
-Zawsze. Zejdę na samo dno czeluści, zrównam z ziemią całe piekło, byleby cię znaleźć.
- Kocham cię, mój aniele - przytuliła się do niego.
- Kocham cię - wyszeptał."
albo... dosłownie pół strony wcześniej...
"-Kocham cię . - szeptając, wspięła się na palcach i pocałowała go.
- Ja ciebie też, słońce - podniósł ją, by mogła objąć go udami w biodrach. - Bardzo kocham - wyszeptał."
Ilość "szeptów" czy słów "Kocham cię" spokojnie zajmuje połowę książki... Na dłuższa metę staje się to nie do zniesienia. Zresztą, łapcie jeszcze jeden przykład szeptów i wyznań miłości - 2 strony przed tym, co napisałam powyżej....
- Tęskniłam - powiedziała, spuszczając głowę na dół.
Podszedł do niej i przytulił.
- Ja też tęskniłem. Moje serce rozpada się na kawałki z każdym dniem, kiedy muszę ukrywać moje uczucia do ciebie.
- Mój kochany - wyszeptała."
Znów ckliwe, przesłodzone, oczywiście WYSZEPTANE (bo jakże mógłby być inaczej...) słowa, które powtarzają się co stronę... Odnosiłam wrażenie, że autorka jest nastolatką piszącą dla nastolatek - oczywiście nie jest to coś złego czy jakiś przytyk z mojej strony. Jednakże czytając informacje z okładki, zwyczajnie w świecie NIE TEGO SIĘ SPODZIEWAŁAM. "Spadające Anioły" to kompletnie nie mój klimat, książka zupełnie mnie nie zachwyciła. Mogę śmiało stwierdzić, że mnie bardzo rozczarowała... I nie boję się nazywać jej literacką klapą. Składnia niektórych zdań raziła mnie w oczy - była tak dziwnie poprzestawiana, że aż kręciłam głową czytając tekst.
Okropnie irytowało mnie to, że praktycznie każdy miał "włosy opadające na ramiona/barki czy spływające na plecy" (te włosy opadające na ramiona powtarzają się już na początku książki w odstępie 3 zdań!), "delikatne i ciepłe usta", dialogi ciotki czy głównych bohaterów były bardzo przewidywalne. W sumie o dialogach ciotki i głównej bohaterki też mogłabym tu coś więcej napisać pokazując Wam przykłady, ale moja irytacja znów sięgnęłaby zenitu. Pozycja jest bardzo słaba - broni się jedynie okładką i początkiem historii - o reszcie chciałabym jak najszybciej zapomnieć... ;) Serio ;)
Z ciekawostek - jak zapewne wiecie, piszę opinie i recenzje na dwóch portalach - nakanapie.pl oraz na lubimyczytac.pl Zabawna sytuacja dzieje się pod książką autorki na portalu lubimyczytac. Fanki Pani Agaty dość mocno zawyżają tę literacką porażkę. Skąd wiem, że to fanki? Panie podpisały się imionami, które są wypisane na końcu książki jako "Moje dwie wspaniałe fanki". Odnoszę wrażenie, że opinie 10 gwiazdkowe w przypadku tych pań nie są adekwatne do tego, co Pani Agata zawarła w tej książce...
Z treści i okładki "Spadających Aniołów" wynika, iż autorka szykuje 2 tom opowieści. Mam nadzieję, że Pani Agata weźmie pod uwagę również te opinie mniej dla niej przychylne (nie tylko ochy i achy rodziny, znajomych czy FANEK) i troszeczkę popracuje nad książką zanim postanowi ją wydać. Na chwilę obecną - mimo ogromnych chęci nie jestem w stanie ocenić "Spadających Aniołów" wyżej niż na 2 gwiazdki na 10 możliwych gwiazdek...
Zdaję sobie sprawę z tego, że nie zostawiłam suchej nitki na tej książce i na debiucie Pani Agaty. Robię to dlatego, że nie lubię być "oszukiwana", a taka właśnie się czuję po tej lekturze...
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję portalowi nakanapie.pl.
Ale przepiękna okładka :)
OdpowiedzUsuńI na okładce się plusy kończą ;) bo faktycznie - okładka przepiękna ale treść to porażka... ;)
UsuńOjejku, jakie piszesz fajne i luźne recenzje, a przede wszystkim są konkretne. Książka ma piękną okładkę! To prawda, opis brzmi ciekawie i sama chętnie chwyciłabym po nią, ale skoro to gniot i niewypał to chyba jednak nie chcę się męczyć, tym bardziej, że ostatnio trafiam na same słabe książki, niestety. A cytaty, no cóż, wystarczyły, aby mnie odstraszyć. Zwłaszcza, że częstotliwość takich dialogów, jak napisałaś, jest zatrważająca! Zdecydowanie nie dla mnie. A oszukiwana też nie lubię być...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
Bardzo dziękuję! :) Cieszę się, że moje recenzje Ci się podobają!
UsuńTak - pięknej okładki nie można odmówić tej książce, acz treść woła o pomstę do nieba... Życzę Ci, byś trafiała na same dobre książki!
Pozdrawiam serdecznie!
Opis brzmi ciekawie ,ale czytając Twoja recenzje jestem na NIE
OdpowiedzUsuńRzeczywiście cytaty brzmią banalnie ,powtarzają się (można by to przeżyć ,ale nie przy takiej częstotliwości) i zapowiadają nie tajemniczą historię lecz romans
Ano nie tylko debiuty bywają niewypałami,i nie tylko wśród książek 😉
Pozdrawiam
Owszem, można byłoby przeżyć to wyznawanie miłości ale kurczę, nie co pół strony czy co stronę... To było bardzo słabe...
UsuńZgadzam się - debiuty bywają różne i nie tylko tyczy się to literatury :)
Ściskam!
that good looking, I loved your review, I write it down. I did not know your blog, enchanted and happy summer.
OdpowiedzUsuńby the way, do you want us to follow each other?